Komentarze: 0
Myślę o tym ile kobiet było w podobnej sytuacji..
myślę o tym ile kobiet miało wtedy wsparcie męża..
myślę o tym ile z tych kobiet ma dziś CUDowne dzieciątko ...własne czy też adoptowane..
Zastanawiam się czy upublicznić tą historię - moją bardzo osobistą...
nie lubiłam dzieci - tak kontrowersyjnie wiem - ale to prawda. choć zawsze zakładałam że będę mieć własne choćby jedno. i przyszedł ten czas. kiedy już zdecydowaliśmy się - wiecie tak świadomie - to nic z tego. Los zadrwił..
po jakimś czasie czekania - z miesiąca na miesiąc - bez przerwy - bez możliwości "a może w tym miesiącu nie będziemy o tym myśleć " zdecydowaliśmy się na wizytę u lekarza ginekologa. Popytałam znajome - pojechałam - do jednego - kilka wizyt i po którejś Pan mówi - nie mogę Pani juz pomóc - uczciwie ale jak to - to co ja mam teraz zrobić?
Potem drugi lekarz - chyba tylko 2 wizyty - Pan konkretny - ale dla mnie bez empatii.. - nie było to dla mnie komfortowe - zrezygnowałam.
Potem długo długo nic...
I jakoś trafiam do Lekarza, który mówi ludzkim głosem :) który wyraźnie chce pomóc - no tak - wiadomo wizyty prywatne - to jego zarobek - jednak czuję że Lekarz chce mi pomóc. Angażuje się i proponuje konkretne działanie.
I zaczęło się..
trwało długo... w tym czasie 3 zabiegi inseminacji - nadal nic. Masa badań... leków... koszty wysokie - ale kto by tam liczył.
no i Lekarz niestety mówi - nie pomogę Wam już - trzeba działać w zakresie zabiegu in vitro. Śpieszcie się - wiek ma znaczenie...
wychodzimy i jedziemy do domu, zrezygnowani..
Decydujemy za jakiś czas, że nie chcemy in vitro. Decydujemy się świadomie na to, że będziemy sobie żyli długo i szczęśliwie - ale we dwójkę.
Do tematu już nie wracamy. Tak to dziwne - ale szufladki w głowie się pozamykały. I o dziwo się nie otwierają.
Aż do 5 czerwca 2018 roku :)