Komentarze: 0
taki dziwny czas.. koronawirus... niby tak blisko a jakoś abstrakcyjne wrażenia. zapasy zrobione. zero odwiedzin.
wtedy...serduszko bije - wychodzę od lekarza.. płaczę...ze wzruszenia i ze strachu.. dzwonię do J. do tej pory żałuję że wtedy nie pojechał ze mną na wizytę - tak bardzo nie wierzyłam że "to" możliwe ...
idę do apteki - wykupić leki.. zastrzyki które mam codziennie robić w brzuch - sama .. cena - 400 zł za 20 szt.
wychodzę jadę do domu - nie pamiętam co było potem..
nie wiem czemu taki stres mnie opanował..
zamiast się cieszyć
dzwonię potem do mojej A. taka wiadomość - a tu taki stres
pamiętam że słabo się czułam - było mi niedobrze .. i ciągły głód.. w nocy najgorszy... banany ratowały życie
wizyta co 2 tygodnie - i dobrze bo uspokajało nas to że wszystko przebiega tak jak trzeba